„Ale, ale… znalazłem to na Internecie!” Wiele osób myśli dzisiaj, że skoro obraz lub tekst znaleźli w Internecie, to można go za darmo skopiować lub wykorzystać, jakby to były elementy „domeny publicznej”.
Oczywiście prawa autorskie (i licencjonowanie) określone są przez prawa danego kraju. Co jest dozwolone w jednym kraju, może być zakazane w innym, ale wiele przypadków praw autorskich jest współdzielone pomiędzy krajami dzięki międzynarodowym ustaleniom. Aby chronić samego siebie, zawsze staram się stosować do najbardziej surowego zestawu reguł, a ten najsurowszy zestaw pochodzi zwykle ze Stanów Zjednoczonych.
Stany Zjednoczone są tak skupione na prawie autorskim (i patentowym), że wprowadziły jego zalążek do swojej Konstytucji. Ten sam dokument, który gwarantuje obywatelom USA wolność, gwarantuje też istnienie praw autorskich i patentowych oraz powołuje odpowiednie biura, co opisane jest dużo wcześniej niż gwarancje wolności słowa.
To, czego nie znajdziemy w Konstytucji Stanów Zjednoczonych, to wszystkie terminy, warunki i zasady prawa autorskiego i patentowego [1]. Są one określone na wielu stronach w postaci prawniczych terminów opracowanych w ciągu lat przez twórców prawa. W uproszczeniu prawo mówi, że jeśli coś napiszemy, namalujemy lub wykonamy zdjęcie i jest to nasza oryginalna „praca” (lub sztuka), mamy do tego prawo.
Kropka. Koniec dyskusji.
Nasza praca ma więc gwarantowaną ochronę przez pewien okres, po którym przechodzi do domeny publicznej.
Prawo określa dalej, jak możemy zarejestrować nasze dzieło, aby lepiej je chronić i upewnić się, że ludzie wiedzą, że należy ono do nas. Jeśli ktoś je skopiuje, szkoda jest po naszej stronie.
Aby lepiej uzmysłowić ludziom, że muszą coś zrobić, aby móc korzystać z naszej pracy, możemy dodać do niej zapis o prawach autorskich. Zapis ten może stwierdzać, że „Ta praca jest chroniona prawami autorskimi”. Dodać do tego możemy datę i obszar (na przykład „na terenie Stanów Zjednoczonych”), aby określić, jakiego zestawu praw autorskich przestrzegamy i jak długo będą one miały zastosowanie, zanim nasza praca przejdzie do domeny publicznej.
Domena publiczna istnieje i jest to rzeczywisty termin prawny. W uproszczeniu, oznacza ona, że dana praca jest dostępna do dowolnego użytku i autor nie ma prawa sprzeciwić się wykorzystaniu jej w jakikolwiek sposób, zmianie lub innemu rodzajowi dystrybucji.
I tu przechodzimy do „licencjonowania”, czyli sposobu dzielenia się pracą z innymi ludźmi.
W normalnym przypadku licencja przekazuje pewne prawa innej osobie lub firmie, aby mogła ona pracować nad danym dziełem w zamian za rekompensatę. Może to być bardzo długi kontrakt pomiędzy osobą, która chce korzystać z danego dzieła, a właścicielem praw autorskich. Najczęściej (choć nie zawsze) wspomniana rekompensata to pieniądze, ale może to też być „wymiana” praw lub inny rodzaj wynagrodzenia. W każdym razie musi występować jakiś rodzaj licencji, gdyż w przeciwnym razie użytkownik będzie naruszał prawo autorskie lub patentowe, bez względu na to, czy o tym wie, czy nie i czy twórca dzieła jest świadom tego naruszenia.
Wyjątkiem jest tu (wspominam o tym, aby ludzie na mnie nie krzyczeli) koncepcja znana jako „dozwolony użytek”, czyli skomplikowany zestaw okoliczności i reguł, w których osoba może korzystać z części dzieła, zwykle do recenzji lub udowodnienia czegoś. Są to na przykład krótkie cytaty z książki lub przemowy, zwykle z podanym nazwiskiem autora. Zasady te mogą się zmieniać, w zależności od kraju.
Uzyskanie licencji od autora może być trudne. Zarówno dla artysty, jak i ludzi, którzy chcą korzystać z jego sztuki, opracowano „liberalne” licencje, które dają ludziom pewne prawa do danego dzieła.
Przykładami liberalnych licencji są otwarte licencje. Niektóre z nich posiadają reguły i regulacje na temat użytkowania oprogramowania. Bardziej wymagające licencje, takie jak GPL, posiadają ściśle określone wymagania na temat użytkowania i dystrybucji kodu.
Większe zastosowanie do sztuki i tekstów mają licencje Creative Commons, które mogą być bardzo liberalne (mając niewiele lub nie mając żadnych wymagań) lub bardziej restrykcyjne, wymagające wskazania autora i umożliwiające jedynie niekomercyjne wykorzystanie.
Jestem na konferencji, na której podniesiono ten temat i ludzie byli szczerze przekonani, że „jeśli coś jest w Internecie, jest w domenie publicznej”. Otóż nie – powinniśmy zawsze zakładać, że dane dzieło nie jest w domenie publicznej i sprawdzać, jakie mamy prawa do użytku, zakładając, że w ogóle jakieś mamy.
Autor: Jon „maddog” Hall jest autorem, wykładowcą, informatykiem i jednym z pionierów Wolnego Oprogramowania. Od 1994 roku, kiedy po raz pierwszy spotkał Linusa Torvaldsa i ułatwił przeniesienie jądra na systemy 64-bitowe, pozostaje orędownikiem Linuksa. Obecnie jest prezesem Linux International®.
Info
[1] Uwaga: Artykuł ten próbuje w uproszczony sposób opisać złożony zestaw praw. Nie jest to prawna rozprawa na temat prawa autorskiego i licencjonowania. Aby dowiedzieć się więcej, powinniście przejść kurs lub porozmawiać z prawnikiem.