Licencja na etykę

Opublikowane:

29.01.2021

Prowadzone ostatnio dyskusje o wprowadzeniu ograniczeń wynikających z moralności do wolnych i otwartych licencji przypomniało maddogowi wszystkie powody, dla których twórcy rezygnowali kiedyś z obierania tej drogi.

Prowadzone ostatnio dyskusje o wprowadzeniu ograniczeń wynikających z moralności do wolnych i otwartych licencji przypomniało maddogowi wszystkie powody, dla których twórcy rezygnowali kiedyś z obierania tej drogi.

Obserwowałem ostatnio dyskusje na temat wolnego oprogramowania, skupiające się na nietechnicznych kwestiach, które można określić jako „moralne”.

Przykładowo, czy można pozwolić na pobieranie opłat za „wolne oprogramowanie” i czy wolne oprogramowanie powinno być używane do „niemoralnych” celów? Czy powinniśmy dodać do licencji ograniczenia wymagające „moralnego użytkowania”?

Nie mogę się wypowiadać na temat wszystkich programów czy ludzi, którzy je piszą, ale mieliśmy podobne dyskusje jakieś ćwierć wieku temu i chociaż nie mogę czasami odnaleźć kluczyków do samochodu, to jednak tamte dyskusje pamiętam bardzo dobrze.

Niektórzy z nas są pewnie świadomi tego, że prawa autorskie do jądra Linuksa nie leżą w rękach jednej osoby, ale całej grupy ludzi, którzy udostępniają swój kod na licencji GPL.

Kiedy jądro Linuksa zmieniło się z hobbystycznego projektu w cud technologiczny, kilkoro z nas wyobrażało sobie, że przejdzie ono do komercyjnego użycia.

Kiedy zaczęliśmy dyskusję, byli tacy, którzy mówili: „Nie chcę, aby moje oprogramowanie było używane w wojsku, ponieważ nie lubię wojen i wojskowości”. Inni z kolei stwierdzali: „Nie chcę, aby mój kod był wykorzystywany w bankach”. Jeszcze inni dodawali: „Nie chcę, aby mój kod był używany przez kościół”, podczas gdy byli też tacy, którzy mówili odwrotnie: „Nie chcę, aby z mojego kodu korzystali ateiści”.

Kiedy coraz więcej osób mówiło o tym, jak chcą ograniczyć używanie swojego kodu, okazało się, że diagram Venna wszystkich tych wykluczeń pokazywał jasno, że nikt nie będzie mógł korzystać z kodu.

Nawet jeśli zawęzilibyśmy grupy, przykładowo z „Kościoła” do konkretnych części „Kościoła”, takie ograniczanie sprawiłoby w końcu, że jądro byłoby bezużyteczne dla większości ludzi. Jeśli zaś nasz kod nie może być używany, to po co go pisać?

Innym powodem do powstrzymania się od takich ograniczeń jest fakt, że istnieje wiele narzędzi, które mogą być wykorzystane do niemoralnych celów – zamknięte oprogramowanie, czy jądra innych systemów operacyjnych. Dodatkowo ludzie i tak korzystaliby z oprogramowania niemoralnie, nawet jeśli próbowalibyśmy temu zapobiec.

Innym ubocznym efektem jest sytuacja prawna. Znam wielu prawników i niektórzy z nich to moi dobrzy przyjaciele. Prawnicy dużych korporacji i rządów spoglądają na wszystkie licencje krytycznym wzrokiem. Jeśli uważają, że wykorzystanie danego fragmentu kodu naraża ich firmę na złamanie licencji, zalecają, aby w ogóle nie korzystać z tego kodu. Dodanie wpisu o „moralności” w środku naszej licencji to jeden ze sposobów na przekonanie korporacyjnych prawników, żeby „skorzystać z czegoś innego”, ponieważ definicja moralności różni się pomiędzy ludźmi.

Z „kwestią moralności” wiąże się koncepcja „sprzedaży kodu” lub użytkowania wolnego oprogramowania w produktach komercyjnych. Wielu deweloperów mówi: „Nie chcę, aby ludzie zarabiali na oprogramowaniu, które napisałem za darmo”.

Źródłem takiego myślenia jest to, że wolne oprogramowanie jest zwykle pisane na własny użytek lub dla ludzi takich jak my, którzy też są programistami i współdzielą swój kod. Zwykle nie ma problemu, żeby „dzielić” się z nimi oprogramowaniem, ale spięcia pojawiają się, kiedy ktoś zaczyna zarabiać na naszych narzędziach.

Z drugiej strony, jeśli ludzie ci sprzedają nasze oprogramowanie, a może nawet serwisują je, to więcej osób się z nim (i z nami) zetknie, co mogłoby się zwykle nie wydarzyć. Wszyscy ci ludzie mogą wykonać dodatkową pracę, na przykład napisać dokumentację, dostosować narzędzia czy przeprowadzić szkolenia, których my nie chcemy robić. Mogą też zostać sponsorami naszego projektu, dzięki czemu będziemy mogli pracować nad nim na pełny etat.

Inna kwestia „sprzedaży wolnego oprogramowania” widoczna jest w przypadku ostatniego kupna Red Hata przez IBM. Niektórzy uważali, że Red Hat jest „wyprzedawany” i sprzeciwiali się temu, ponieważ „ludzie będą zarabiać na wolnym oprogramowaniu”. Z drugiej strony, zarówno IBM, jak i Red Hat utworzyli tysiące miejsc pracy i opracowali rozwiązania dla tych, którzy ich potrzebują.

Musimy wrócić do tego, że „wolne” w wolnym oprogramowaniu odnosi się do wolności. Nawet Richard Stallman i Free Software Foundation z bólem przyznali, że ludzie powinni być w stanie zarabiać na „sprzedaży wolnego oprogramowania”.

Kiedy jądro Linuksa było coraz bliżej wersji 1.0, dyskusje stawały się coraz bardziej intensywne, a z powodu podejmowanych decyzji nasza społeczność utraciła kilku bardzo utalentowanych programistów. Te decyzje to stwierdzenia:

1 Wolne oprogramowanie może być wykorzystywane w dowolnym celu.

1 Wolne oprogramowanie można sprzedawać, jeśli przestrzega się warunków licencji.

Nie można stworzyć moralności poprzez licencjonowanie. Moralność u ludzi i w ich czynach pojawia się, gdyż o niej nauczamy i jej wymagamy.

maddog-2

Jon „maddog” Hall jest autorem, wykładowcą, informatykiem i jednym z pionierów Wolnego Oprogramowania. Od 1994 roku, kiedy po raz pierwszy spotkał Linusa Torvaldsa i ułatwił przeniesienie jądra na systemy 64-bitowe, pozostaje orędownikiem Linuksa. Obecnie jest prezesem Linux International®.

Autor: Jon „maddog” Hall

Aktualnie przeglądasz

Luty 2021 - Nr 204
LM204_Feb-2021

Top 5 czytanych

Znajdź nas na Facebook'u

Opinie naszych czytelników

Nagrody i wyróżnienia