Mój ulubiony strój to zwykle jakaś koszulka z nadrukiem (tylko proszę, nie biała!) i spodenki. W ten sposób ubieram się zwykle pomiędzy pierwszym kwietnia i trzydziestym listopada. Często, zanim założę długie spodnie i bluzkę, już dawno spadł pierwszy śnieg.
Oczywiście ubieram się też odpowiednio na formalne okazje, kiedy na przykład zdarza mi się prowadzić ceremonię zaślubin lub pogrzeb (to drugie, na szczęście, zdarza się rzadziej), ale w ciągu ostatnich dwudziestu lat nie kupowałem dopasowanego garnituru.
Nie zawsze tak było. Kiedy byłem pracującym studentem na Uniwersytecie Drexela (Drexel daje studentom możliwość zyskania doświadczenia w zawodzie, co jest częścią studiów), nosiłem do pracy białą koszulę (z ochraniaczami na długopisy w kieszeniach), krawat i długie spodnie. Nie tylko ze względu na to, że pracowałem w Western Electric Company, bardzo konserwatywnej firmie, ale też dlatego, że biała koszula, krawat i ochraniacz w kieszeni mówiły ludziom w fabryce, że byłem albo kierownikiem, albo inżynierem. Obie te role wiązały się z odrobiną szacunku i władzy. Ludzie mieli słuchać kogoś takiego.
To właśnie wtedy zdecydowałem, że już nigdy więcej nie będę się golił. Ogoliłem brodę, aby dostać tę pracę (jak mówiłem, Western Electric była bardzo konserwatywną firmą, a były to czasy wojny w Wietnamie, hipisów i długich włosów), ale po jakiś dwóch miesiącach szef mojego szefa (emerytowany pułkownik lotnictwa) powiedział, żebym znowu ją zapuścił, ponieważ miał już „dwóch nastoletnich synów”. Już nigdy więcej się nie goliłem.
Miałem też ciekawą przygodę przy szukaniu pierwszej pracy po studiach. Byłem na rozmowie w firmie, w której pracownicy nie mogli mieć zarostu ani włosów dotykających kołnierzyka, mieli nosić brązowe lub czarne garnitury, białe (bez pasków) koszule, wąskie, ciemne krawaty, a ich paznokcie miały być idealnie przycięte... lista była długa. Kiedy się z nią zapoznałem, wiedziałem, że nie będę tam pasował, ale i tak poszedłem na rozmowę, aby zapytać, skąd te ograniczenia.
Odpowiedź była prosta. Firma wykonywała prace dla przedsiębiorstw rządzonych przez 55- lub 65-letnich dyrektorów (pisane były programy, kupowane komputery, uruchamiane zadanie i tak dalej), którzy wypisywali tylko czeki. Dyrektorzy ci chcieli ludzi, którzy wyglądali jak oni, a nie „hipisów z koralikami i w sandałach”.
Firma ta, Electronic Data Systems (EDS), była nowa na rynku usług komputerowych. Prowadził ją H. Ross Perot, bardzo konserwatywny człowiek, który ubiegał się o urząd prezydenta USA (i przegrał).
Przez lata pracowałem w wielu różnych miejscach, z różnymi zasadami co do ubioru. W przypadku informatyków zasady te często były luźniejsze.
W końcu zacząłem pracę w Digital Equipment Corporation (DEC). Jeśli było się inżynierem, zasady ubioru były dosyć luźne, ale na stanowisku menedżera produktu oczekiwano oficjalnego stroju, ponieważ czasami miało się kontakt z klientami.
Kiedy założyliśmy grupę uniksową, było nas kilku inżynierów w budynkach okupywanych zwykle przez grupy marketingowe. Któregoś dnia młody inżynier, który zazwyczaj przynosił swoje jedzenie lub zjadał przekąski z automatu, stwierdził, że przejdzie się na stołówkę. Nieświadomy tego, że jest w krótkich spodniach, barwionej koszulce i boso, pobiegł na górę, zapełnił tacę jedzeniem i przybiegł do biura zjeść. Nie zauważył szoku, jaki wywołał u ludzi z marketingu, siedzących w stołówce w garniturach i krawatach.
Następnego dnia pojawił się przy stołówce znak: „Wymagane koszula i buty”.
DEC wysłał mnie do Palo Alto w Kalifornii na stanowisko menedżera produktu. Pewnego razu dowiedziałem się, że będzie spotkanie z EDS i że powinienem założyć garnitur i krawat, ponieważ „To EDS!”. Akurat miałem garnitur i pasujący krawat, więc nie było to problemem. Przyszedłem do pracy gotowy na prezentację. Zdjąłem nawet kolczyki, aby klient się nie obraził.
Zanim wszedłem do sali konferencyjnej, spojrzałem przez małe okno i zobaczyłem ludzi z EDS ubranych w krótkie spodnie, koszulki i sandały. Mój kolega zdjął marynarkę i krawat – i dopiero teraz na białej tablicy zauważyłem czerwony okrąg z przekreślonym w środku krawatem, czyli… zakaz noszenia krawatów.
Zdjąłem zatem marynarkę i krawat, włożyłem z powrotem kolczyki i wszedłem na prezentację.
Tak naprawdę zasady ubioru w EDS nakazywały, by ubierać się tak jak klienci. Ponieważ ten oddział EDS znajdował się w Kalifornii, jego pracownicy ubrali się tak, jak uważali, że ubierają się informatycy z Kalifornii – czyli my.
Jon „maddog” Hall jest autorem, wykładowcą, informatykiem i jednym z pionierów Wolnego Oprogramowania. Od 1994 roku, kiedy po raz pierwszy spotkał Linusa Torvaldsa i ułatwił przeniesienie jądra na systemy 64-bitowe, pozostaje orędownikiem Linuksa. Obecnie jest prezesem Linux International®.